wypad w Dolomity dzień 1
Już dawno umawiałem się z dobrym znajomym na wyjazd w Alpy. Jednak liczba obowiązków po obu stronach była długa i niekończąca się, w związku z tym termin wyjazdu ciągle się zmieniał. W końcu udało nam się ustalić konkretną datę i w ten oto sposób 2 września wyruszyliśmy w poszukiwaniu przygód i poznawaniu nowych terenów. Oprócz mnie i Wojtka na wyjazd zdecydował się również znajomy biegacz z KB Sobótka, Radek wraz z żoną. W takim oto składzie wyjechaliśmy z Sobótki o godzinie 21.00 podążając autostradami odpowiednio przez Niemcy, Austrię i docelowe państwo czyli Włochy.
Pokonanie trasy liczącej ponad 1000km zajęło nam ponad 12 godzin, w związku z tym na miejscu byliśmy rano. Zgodnie z założeniami zatrzymaliśmy się na jednej z przełęczy a dokładnie na parkingu passo Giou (2300mnpm). Zanim wjechaliśmy na przełęcz czekało na nas nieskończenie wiele zakrętów. Wraz z wysokością zmieniały się zarówno nachylenia jak i krajobraz. Na pierwszy rzut oka widać było, że Włochy to kraj, który wielbi kolarstwo, po drodze na przełęcz spotkaliśmy liczną grupę kolarzy, którzy mozolnie pokonywali wzniesienie. Na przełęczy każdy łapał oddech i podziwiał niekończące się piękno Alp.
Jak na pierwszy dzień przystało trzeba było zacząć od rozgrzewki, czyli lekko łatwo i przyjemnie. Na ten dzień trasę zaplanował Wojtuś. Po krótkim rozprostowaniu kości i pysznej włoskiej kawie, wyruszyliśmy w stronę magicznych gór. Na początku wędrowaliśmy szerokimi ścieżkami podziwiając okoliczne góry. Po jakieś godzinie dotarliśmy do kolejnego schroniska przy którym rozdzielały się drogi na zaplanowane przez nas via ferraty i okoliczny szczyt, oraz na drogę powrotną wiodącą przez inny zestaw via ferrat. Nie namyślając się długo podążyliśmy w stronę szczytu. Po niedługim podejściu dotarliśmy do pierwszych via ferrat, w związku z tym musieliśmy uzbroić się w uprzęże i niezbędny sprzęt asekuracyjny. Patrząc na formacje skalne i wielkie stopnie zastanawiałem się po co w ogóle te via ferraty, ale jak każą to korzystam. Dziwiło mnie tylko czemu są takie kolejki i ludzie się tak męczą. Szybko przeszedłem sobie obok omijając korek, zaczynałem nabierać wiatru w żagle, piękna zabawa, ekspozycja, widoki. Uśmiech był coraz większy i szerszy. Doszedłem do momentu gdzie skończyły się teoretyczne trudności techniczne i czekałem na moich towarzyszy. Był czas na podziwianie widoków i robienie zdjęć. Magia gór zawsze przyciąga i robi wrażenie.
Pozostało wejście na szczyt, Werterowskie stanięcie na skale, chwila zadumy, refleksji, złapania tego co piękne. Chwila kiedy wiatr muska skronie a promienie słońca padają na twarz dając poczucie ciepła i szczęścia. Ta niekończąca się i ogromna przestrzeń przenikała ciało i umysł. Można byłoby podziwiać ten widok godzinami, jednak trzeba wracać i spoglądać z innej perspektywy na to co nas otacza.
Tak jak wspomniałem pozostało zejście najpierw do pierwszego schroniska a następnie do przełęczy Giou. Myślę, że więcej warte będą zdjęcia niż morze słów, które przetaczają się przy tak pięknych okolicznościach.
Pierwszy dzień kończymy na super campingu w miejscowości Cortina d’Ampezzo. Tego też dnia zapadają decyzję i plany co do kolejnego dnia. Dla mnie i dla Wojtka kolejny dzień zapowiada się bardzo długi i treściwy w związku z tym ładujemy kalorie na campingu i dość szybko kładziemy się spać, żeby zregenerować się zarówno po podróży jak i pierwszym dniu w górach (4 godzinna trasa).
CDN NASTĄPI!