Bieg na Ślężę czyli sprawdzian mentalny

To już 28 edycja kultowego Biegu na Ślężę czyli możliwości sprawdzenia swojego poziomu sportowego, ale nie tylko bo również mentalnego. Specyfika tego biegu jest taka, że potrafi zaskoczyć nie jednego mocarza. Kiedy masz poczucie, że urwiesz minutki lub lekceważysz siłę podbiegów na trasie to najwyższy szczyt przedgórza Sudeckiego pokaże Ci Twoje miejsce w szeregu. Jest to prawdziwy sprawdzian mentalny, bo brawura i wygórowane ambicje mogą sprowadzić Cię na manowce. Mimo niezmiennej trasy co roku góra pokazuje inne oblicze. Termin podobny a warunki zawsze inne. Przyroda bujna, zawsze zielono i czuć lato w powietrzu. Tym razem panował nadmorski klimat. Chłodno, wietrznie a tym samym rześko. Na pozór idealne warunki do ścigania mogły zaskoczyć nie jednego zawodnika, bo w powietrzu było coś co w jakimś stopniu ograniczało wejście na najwyższe obroty. 

Z racji wyjątkowego charakteru tego biegu aż nasuwa mi się koncept stworzenia tomiku opowiadań składający się z przeżyć zawodników. Kto startował ten wie co mam na myśli. Nie jednego świetnie przygotowanego zawodnika ta trasa po prostu zgięła i zamęczyła. Bardziej mocno opisałbym to w postaci zagotowała, przemieliła i wypluła z naciskiem na słowo wypluła, bo płuca można naprawdę wypluć szczególnie na podbiegu pod Wieżyce. To co kto chętny otworzyć pierwszy rozdział?

Tym czasem chciałbym podzielić się z wami refleksjami po swoim starcie. Tym razem nie będą to opowieści w stylu- wystartowałem zasapałem się, zmęczyłem, przebiegłem i zająłem xx miejsce. To będzie coś głębszego, coś co pojawiło się dzień po biegu o poranku pijąc szklankę wody. To czyste myśli, które wykreował mój umysł a ja potrafiłem przelać je na papier. Ciekaw jestem czy z kimś z was zarezonują niżej opisane punkty.

Sztuka wyboru czyli jak to wszystko ze sobą pogodzić?
Słowo sztuka nie jest tu przypadkowe, bo kiedy wstępnie w piątek miałem krócej pracować i odpocząć przed startem to skończyłem pracę na tyle późno, że wróciłem do mieszkania ogarnąłem się i od razu ruszyłem na spotkanie autorskie do Świdnicy. Czułem, że nie mogę ominąć rozmów o książce, którą napisał mój znajomy (rocznik 1996). Wspominam o wieku bo dla mnie to piękna i inspirującą sprawa, że tak młoda osoba jest reżyserem sztuk teatralnych a do tego na swoim koncie ma pierwszą pozycję literacką. Nie mniej jednak to był naprawdę długi i aktywny dzień. Dlaczego o tym wspominam? Bo chciałbym pokazać pewnego rodzaju dylematy, które mogą pojawiać się na drodze pomiędzy życiem w społeczeństwie a sportem. Nie jednokrotnie muszę wybierać pomiędzy zainteresowaniami, rozwojem a sportem, który uwielbiam. Coraz bardziej czuje jak życie dosłownie przelatuje i zamykanie się w jednej dziedzinie jest ograniczające. Oczywiście nie jestem w stanie ogarnąć wszystkiego, ale chciałbym choć trochę doświadczyć różne dziedziny aby móc dostrzec więcej. Mam przed sobą jedno życie a w nim jedną dobę do tego ograniczony zasób energii. Tam gdzie podążać będzie uwaga tam też będzie kierowana energia. Dlatego świadomie zacząłem wybierać różne kierunki aby czerpać z tego życia jak najwięcej. Zacząłem przeżywać i doświadczać na różnym poziomie nie tylko materialnym, ale również duchowym. Dzięki temu każde wydarzenie niesie ze sobą wiele przeżyć i emocji, które potrafią wywołać dreszczyk na plecach a nawet łezkę w oku. Zaczynam czuć, że właśnie na tych momentach mi zależy i za nimi aktualnie podążam. Krótko mówiąc nie da się być w dwóch miejscach na raz. Dlatego pojawia się kolejna refleksja w postaci:

Balans i harmonia czyli jak się w tym wszystkim odnaleźć?
Po prostu być ze sobą w zgodzie i poszukiwać wewnętrznej prawdy. Gdzie ją można znaleźć? Tylko i wyłącznie w sobie, jak to mawia pewna osoba „antenka do środka”. W moim przypadku obsesja trenowania i fokusowania się na bieganiu spowodowała niezłe rozregulowanie i wypadnięcie z równowagi. Na pozór rzecz, którą uwielbiam zaczęła mnie po prostu zjadać i wyniszczać. W znaczący sposób zaburzyła życie w społeczeństwie w braniu udziału w wydarzeniach zarówno kulturalnych jak i społecznych. Będąc w równowadze czyli trochę tu trochę tam zacząłem czuć po raz kolejny radość i wdzięczność z życia. Czasem na pozór to co lubimy może stać się niezłym wydatkiem energetycznym, który po prostu nas degraduje. Jak to ma się do biegu na Ślężę? Tak, że w tamtym roku pobiegłem o 2 minuty szybciej. Na tej podstawie mogę śmiało powiedzieć, że te kilka minut na mecie ma często przełożenie w wielu godzinach treningu i wyrzeczeń w ciągu tygodnia. Tym samym powstaje pytanie czy warto dla tych kilku minut wyjść z równowagi i poświęcić tak wiele? 

Śmiało możemy przejść do kolejnej refleksji, która mi się pojawiła mianowicie:

Priorytety i zaufanie do życia/wszechświata/Boga czyli po co wydarzają się dane sytuacje?
Mam tutaj na myśli wypadki, problemy, choroby. Jeśli brnie się uparcie na siłę w swojej obsesji to życie podsuwa nam koła ratunkowe. Mogą one pojawiać się w różnych formach lub sytuacjach. Oczywiście pojawia się tutaj pewnego rodzaju efekt prawidłowości to znaczy, że możemy przypisać sobie historię i prawdę do danego wydarzenia. Bo jakby mogłoby być inaczej niż umysł, który zawsze poszukuje odpowiedzi. Nie mniej jednak jeśli ma się zaufanie do życia i potrafi się dokonywać zmian to wszystko pięknie się poukłada. Sztuką jest potrafić odpuścić i wziąć to co przychodzi. Kiedy zaczęły się  u mnie pierwsze problemy zdrowotne to je po prostu bagatelizowałem. Z czasem coraz bardziej się nasilały aż stały się na tyle uciążliwe, że musiałem coś z tym zrobić. Życie samo podsunęło mi scenariusz, że albo coś zmienię, albo po prostu zgasnę. Stąd powrót do punktu szukania równowagi i bycia w zgodzie ze sobą. Dlatego pozwolić sobie na ciszę i usłyszeć co w danym momencie jest nam tak naprawdę potrzebne i podążyć za głosem serca. Intuicja? 

Porównywanie się i ocenianie czyli jak wyjść ze schematu?
Czym tak naprawdę są zawody i gdzie startuje mi się najlepiej? Na pewno do udanych startów zaliczyć nie mogę tych, które odbywają się lokalnie. Mimo świadomości jestem podatny na presje, którą oczywiście kreuje mój umysł a ja wpadam w spirale myśli. Tym samym powstaje duża ilość emocji, które przekładają się na stres i nie potrzebne obciążenie. Może dlatego coraz mniej mieszkańców podejmuje rywalizacji w lokalnych biegach? Już od szkoły podstawowej wchodzimy w system oceniania i rywalizacji, która programuje nas na porównywanie się do innych. Mimo to, że jesteśmy dorośli mamy to tak mocno zakorzenione, że aż trudno nie pokusić się o zejście do poziomu dziecka i ocenianie innych na podstawie wyniku. Jednak tylko ja wiem co wydarzyło się w moim życiu, w jakim jestem miejscu, jak się czuje itd. Innym ocena przychodzi z łatwością co nie jednokrotnie może przysporzyć o zakłopotania lub przykrości. Stąd pojawia się pytanie czy potrafisz odciąć się od porównywania i przejmowania tym kto coś powie i jak skomentuje? Przecież robię coś dla siebie i jakie to ma znaczenie dla wszechświata czy byłem pierwszy czy ostatni. To tylko amatorska zabawa, która z założenia ma poprawić moje zdrowie i upowszechniać kulturę fizyczną aby utrzymywać lepszą kondycje i stan zdrowia. 

W tym momencie pojawia się finał moich obserwacji i rozważań. W sensie starzejącej się materii w postaci ciała a młodej duszy i wiecznego błysku w oku. Kiedy na podium weszli panowie z kategorii M70 a pierwszy z nich był pełny wigoru, witalności i energii dostrzegłem ten błysk w oku, który utkwił mi w pamięci. Niesamowity zapał, pasja i chęć do działania. Tutaj widać, że bieganie na pewno jest tym co ładuje te osoby i jest elementem, który przedłuża im życie. Każdy z nas ma swoją drogę i swoją prawdę. Dlatego warto szukać po to aby być szczęśliwym. Być w miejscu, które ładuje i buduje i odłączyć się od oceniania tylko po prostu być…

fot. FotoVideo Sobótka