Aktywne święta
W końcu znalazła się chwila na złapanie oddechu i oderwanie się od codziennych obowiązków. Nie znaczy to jednak, że czas ten spędziłem przy świątecznym stole, bo fanem siedzenia to ja nie jestem. W końcu miałem chwilę, żeby zrealizować trasę, którą planowałem już od dawna tylko zawsze brakowało czasu. Ostatnio za sprawą Akademii dość mocno uzależniłem się od kolarstwa. Mimo wszystko staram się biegać a w szczególności w sandałach. Luźne kilometry dają mi sporo frajdy. Jednak zanim o bieganiu to najpierw akcent kolarski.
Muszę się pochwalić ostatnim treningiem, bo przecież o tym miałem pisać. Tak jak wspomniałem w końcu mogłem zrobić indywidualny trening odrywając się od rzeczywistości i to na dość długo. Parę lat temu pokonałem piękną trasę, którą chciałem powtórzyć i właśnie to mi się udało. Trasę, którą kiedyś zrobiłem nazwałem Tour de Sowie a to dlatego, że trasa wiedzie dookoła Wielkiej Sowy. Dokładny przebieg trasy znajduje się na zdjęciu poniżej. Trasa prowadzi z Sobótki na przełęcz Jugowską w Górach Sowich a następnie otacza Wielką Sowę przez takie miejscowości jak: Sokolec, Rzeczka, Zagórze Śląskie, Lubachów, Świdnica i następnie z powrotem do Sobótki. Jako, że zaplanowałem sobie trening 5h to jeszcze dokręcałem rundki wokół komina czyli Sobótki. Łącznie wyszło mi 140km, dawno nie czułem się tak dobrze i tak szczęśliwy. Najwięcej fun-u miałem podczas zjazdów, szczególnie w Rzeczce, gdzie jechałem ponad 70km/h wyprzedzając nie byle jakie Volvo 🙂 Mimo mocno wiejącego wiatru udało się uzyskać dość przyzwoitą prędkość jazdy. Dla osób, które lubią kręcić gorąco polecam tą trasę. Bardzo fajny jest podjazd z Pieszyc przez Kamionki na przełęcz, ma on około 12km, z różnym stopniem nachylenia, w większości jest to bardzo przyjemny % niesprawiający problemu. Czyli z nóżki na nóżkę, powoli do przodu 🙂
Tak naprawdę ten trening był dla mnie mały sprawdzianem, przed grubym pomysłem, który ciągle dojrzewa w mojej głowie. Jednak narazie nie mogę zdradzić szczegółów.
Z racji tego, że sobota była dość mocno aktywna, to na niedziele zaplanowałem aktywną regenerację. Na szczęście udało mi się wstrzelić z godzinną przejażdżką miedzy krążącymi chmurami i przejechałem rundki suchą noga.
Co do śmigusa dyngusa, to faktycznie można nazwać go mokrym poniedziałkiem. Pogoda nie rozpieszcza, na przemian deszcz i słońce. Mimo takiej pogody nie odstraszyło to grupy sympatyków do przyjechania na tradycyjny bieg Wielkanocny u Stasia w Wałbrzychu. Mnie również nie mogło tam zabraknąć. Razem ze znajomymi wybraliśmy się przepalić trochę nogę i płuco. Trasa dość interwałowa z wieloma zakrętami i hopkami prowadząca między budynkami, chodnikami i łąkami. Mimo swojej zawiłości cechuje ją prostota i miły doping, bo runda ma około 1,4km i przebiega się dwukrotnie w okolicach mety. Łącznie robi się 4 okrążenia co daje dystans około 5,6km.
Mimo tak kameralnej imprezy na starcie pojawiło się trochę ścigantów. Ciężko było rywalizować o dobre lokaty, ale za to można było fajnie się zmęczyć i potrenować. Taki też był mój cel. Ze względu na polne fragmenty, błoto, dużą ilość skrętów, padający deszcz odpuściłem sobie start w Monkach. Mam trochę wyrzuty sumienia, ale z drugiej strony biegać po mokrym w niskiej temperaturze to co to za frajda.
Muszę przyznać, że się zmęczyłem. Szczerze przyznam, że jestem zadowolony z parametru, który udało się uzyskać. W końcu średnie tętno wyszło na poziomie 187 ud/min i praktycznie przez cały bieg oscylowało w tych granicach. Cieszę się, że udało mi się wejść na taki level, że w sobotę robię 5h na szosie a po dwóch dniach biegnę na maxa i mam moc. Wiadomo, że nie było świeżości w nogach, ale mimo wszystko leciałem piecem, bo przecież średnia prędkość wyszła 16km/h, co jak narazie mnie satysfakcjonuje 🙂 Jak by nie patrzeć to względem tamtego roku jest poprawa 🙂 Cały bieg zaciesz na twarzy i mega fun z biegania. To są właśnie te chwile kiedy nie liczy się wynik tylko radość. W sumie chyba tylko dwa razy popatrzyłem na zegarek a tak to byłem oderwany od rzeczywistości. Po prostu włączyłem tryb „koko jumbo i do przodu” 🙂
Cały bieg ściganie z Markiem Henczką (organizatorem tych wspaniałych imprez). Mimo swojego wieku ma niezłego powera. Wielki szacun dla niego, bo na mecie widziałem jego plecy 🙂 może następnym razem uda się powalczyć 🙂