4 Memoriał Adama Palichleba czyli Górski Półmaraton Śleżański
W tym roku Górski Półmaraton Ślężański odbył się 30 września. Po raz pierwszy oprócz dystansu na 10km oraz 21km pojawiła się możliwość wzięcia udziału w maratonie. Wszystkie dystanse startowały razem o godzinie 10.00 przy schronisku pod Wieżycą. Początek trasy był taki sam dla wszystkich czyli na biegaczy czekała wspólna wspinaczka niebieskim szlakiem na szczyt Ślęży. Następnie po stromym zbiegu niebieskim szlakiem przez Olbrzymki trasy rozchodziły się w dwie strony. Zawodnicy z 10 oraz 42km biegli w prawo w stronę schroniska a uczestnicy półmaratonu skręcali w lewo w stronę Przełęczy Tąpadła. Potem los każdego toczył się we własnym wymiarze. Ja tradycyjnie brałem udział na dystansie 21km 🙂
Jak co roku czuwał nad nami Adam Palichleb, który zawsze przynosi nam piękną pogodę. Po raz kolejny wspominaliśmy jego osobę. Ciężko pogodzić się z faktem, że nie ma go wśród nas. Przed startem wszyscy zawodnicy okazali chwilę zadumy w postaci minuty ciszy. Potem rozpoczęło się odliczanie i wszyscy wystartowali jak z armaty.
W tym roku nie byłem jedynym startującym w Huaraches. Na starcie w Monk Sandals pojawili się Zbyszko i James oprócz nich na trasie czekał na nas najszybszy fotograf biegu czyli Olo, który też latał w Monkach z prędkością światła, ale tym razem jako kibic 🙂
Zbyszko zdecydował się na dystans maratoński natomiast ja z Jamsem lecieliśmy półmaraton. Niestety w czwartek poskładało mnie przeziębienie, w związku z tym mocno zastanawiałem się nad udziałem. Jednak nie mogłem odpuścić mojej ulubionej imprezy pod, którą nie ukrywam trochę się szykowałem. Jednak los chciał inaczej i zamiast walczyć na trasie walczyłem z chorobą. Przeleżałem w łóżku pół czwartku i cały piątek tak aby poskładać się choć w jakimś stopniu na start. Dzięki kroplom do nosa mogłem oddychać a dzięki tabletką na gardło mogłem przełykać ślinę 🙂 No cóż nie ma co lamentować i użalać się nad sobą. Trzeba było cisnąć na tyle ile zdrowie pozwalało. Nie powiem, żeby było cudownie, ale najważniejsze, że dałem radę. Początek wystartowałem z czuciem, bez szaleństw tak aby zobaczyć w jakiej jestem dyspozycji. Niebieski szlak na Ślężę pokazał mi w którym jestem miejscu. Tam gdzie zawsze wbiegam musiałem iść. A moja najmocniejsza strona czyli nogi były pełne pustki i bólu. Wtedy zrozumiałem w pełni, że organizm jest wyjałowiony i piłowanie go mija się z celem. W związku z tym poleciałem tempem submaksymalnym. Dzięki temu było mnóstwo zabawy i uprzejmości na trasie. Spokojnie mogłem napić się na punkcie, chwilę pogadać i lecieć dalej. Jak się okazał mimo mojej niedyspozycji nie wyszło najgorzej, bo zająłem 27msc open z czasem 2h13min, jak na tą trasę to naprawdę przyzwoity wynik. Szkoda tylko, że nie mogłem sprawdzić swoich możliwości w pełni zdrowia, bo padłby naprawdę fajny czas.
Za to tego dnia James miał świetny dzień i poleciał w Monkach niczym natchniony zajmując 12msc open (2msc w gminie Sobótka) z czasem 2h7min. Naprawdę piękny rezultat tym bardziej, że trasa jest bardzo techniczna o dużym przewyższeniu tzn. na dystansie 22km jest około 980 metrów przewyższenia.
Zbyszko również spisał się na medal. Jako jedyny wybrał dystans maratonu i przebiegł go w bardzo dobrym czasie zajmując 17msc open. Wielki szacun!
Meta to piękny czas, w którym jest moment i miejsce na wszelakie rozmowy, refleksje, przeżycia i gratulacje 🙂 Strasznie cieszę się, że mogłem po raz kolejny wystartować w Górskim Półmaratonie Ślężańskim. Wielki szacun dla Grzesia, który wszystkimi pokładami swojej energii przyczynia się do powstania tej imprezy. Pewnie dlatego w tym biegu jest tak magiczny klimat i grono samych wspaniałych ludzi!
Do zobaczenia za rok!