Bieg sztafetowy w Bochni
Nie wiadomo kiedy czas zimowych przygotowań dobiegł końca. Tym samym sobotni start w Bochni potwierdził, że sezon został rozpoczęty. Dzięki pozytywnej ekipie Wrocławskich biegaczy miałem przyjemność wystartować w bardzo wyjątkowym biegu, który odbywa się w kopalni Bochnia. Trasa biegu prowadzi zabytkowymi wyrobiskami bocheńskiej kopalni soli 212 metrów pod ziemią. Ze względu na wyjątkową atmosferę biegu nie jest łatwo dostać się na te zawody. Na początku lutego odbywają się zapisy a następnie losowanie. Tym razem szczęście nam dopisało i zostaliśmy wylosowani jako 39 ekipa z pośród 42 losowanych. Bieg ma bardzo prostą formę, mianowicie jest to bieg 12 godzinny, w którym startują sztafety składające się z 4 zawodników. Ekipa, która przebiegnie najwięcej kilometrów wygrywa. Długość jednej pętli wynosi 2420m a każdy uczestnik musi pokonać co najmniej 1 pętle.
W związku z tym, że start zawodów odbywał się w sobotę o godzinie 10.00 to już w piątek wyjechaliśmy z Wrocławia, aby zakwaterować się w kopalni. Zgodnie z regulaminem w wyznaczonych godzinach można było zjechać do podziemi. Tym samym w okolicach godziny 21 znajdowaliśmy się 212 metrów pod ziemią. Kopalnia robiła niesamowite wrażenie, na początku wędrowaliśmy dość szerokimi szybami kopalnianymi aby następnie wejść do wielkich sal przygotowanych pod turystów. Kiedyś groty teraz wielkie sale stanowią niesamowity kompleks na którym można zagrać w koszykówkę, piłkę nożną, badminton czy ping ponga. Oprócz części rekreacyjnej jest również część gastronomiczna oraz część noclegowa. Po odebraniu pakietów startowych rozlokowaliśmy się na wybranych przez nas łóżkach piętrowych. Ze względu na późną godzinę nie pozostało nic innego jak położyć się spać i odpocząć przed morderczym wysiłkiem dnia kolejnego. Po lekko nie przespanej nocy (hałas, chrapanie, nowe miejsce) nastąpił czas przygotowania do startu. Jako ekipa podeszliśmy do tematu bardzo spontanicznie i spokojnie. Rano przy kawie ustaliliśmy taktykę oraz wyznaczyliśmy pary, w których będziemy biegli. Ogólnie miało być łatwo i przyjemnie. Nie do końca znaliśmy szczegóły, ale nie było czym się martwić bo wszystko wyjaśniło się w trakcie. Widać było, że większość ekip ma spore doświadczenie i rozgrywają wszystko taktycznie, począwszy od strefy zmian po odpoczynek i miejsce gdzie przesiadują. Podczas porannej kawy zostałem wytypowany na osobę, która ma rozpocząć imprezę jako pierwsza. Ze względu na strefę, która została nam przydzielona startowałem z 5 strefy oddalonej o 450 metrów od strefy zmian. W związku z tym na sam początek miałem do przebiegnięcia 2970m. Początek rozpocząłem w miarę spokojnie, bo miałem świadomość co mnie czeka w najbliższych 12 godzinach. Tak właśnie zaczęła się nasza przygoda w bocheńskich podziemiach. Później wszystko zaczynało wyglądać coraz bardziej automatycznie. Po prostu lecieliśmy według schematu, który sobie ustaliliśmy. Wyznaczyliśmy dwie pary: ja i Piotrek oraz Grzesiek i Maciek. Plan był prosty: pierwsza para biega na zmianę 8 okrążeń przy czym zmieniają się co pętlę. Czyli ja potem Piotrek, ja potem Piotrek, ja potem Piotrek i ostatni raz ja i Piotrek. Potem zamieniamy się z drugą parą i tak na zmianę. Mniej więcej pętla wychodziła 10min na głowę czyli druga para miała możliwość odpoczynku w zakresie 1h20min. Na początku godziny upływały dość wolno, ale im bliżej było do końca tym szybciej zaczął uciekać czas. Pierwszy cykl wszedł bardzo gładko. Praktycznie każda pętla w moim wykonaniu była w okolicach lub poniżej 10min co dawało tempo około 4min/km. Na początku patrzyłem na tętno i nie chciałem wchodzić na wysokie obroty, ale patrząc na czołówkę stwierdziłem, że nie ma co się oszczędzać. Tym sposobem cisnąłem przez te 2,5km ile fabryka dała. Piotrek też się nie ociągał i w pierwszym cyklu latał w okolicach 9min 30sek. Mieliśmy świadomość tego, że schody zaczną się dopiero w 3 i 4 cyklu. Po zrobieniu pierwszego cyklu czyli około 40min biegania i 10km dystansu nastał czas na przerwę. W związku z tym zeszliśmy na dół po magicznych drewnianych schodach i udaliśmy się na swoje prycze prostując swoje lekko zmęczone nogi i ładując kalorie. Po godzinie odpoczynku nastał czas na drugą serię 4x 2420m Trzeba przyznać, że i ta seria nie była najgorsza. Jakoś weszliśmy w taki cykl 10min biegu potem 10min odpoczynku i naprawdę fajnie to działało. Idealny jest ten czas kiedy można złapać oddech, chwilę się porozciągać i napić wody. Nie wiadomo kiedy i ta seria została skończona.Nastał czas na zmianę par, więc był czas na odpoczynek. Dzięki prędkością, które udawało nam się trzymać z początkowej 25 pozycji awansowaliśmy na 15 miejsce nie tracąc dużo do wyprzedzających nas ekip. W sumie nie interesowały nas wyniki tak bardzo jak zabawa z szybkiego biegania.
Zgodnie z przypuszczeniem przed rozpoczęciem trzeciej serii mnie i Piotrka bolały już strasznie łydki. W związku z tym, że biegliśmy w butach minimalistycznych szybkie kilometry na betonowych płytach dość mocno obciążyły nasze mięśnie. Nie pozostało nic innego jak napić się kawy i wyruszyć do strefy zmian, żeby rozpocząć trzecią serię 4x2420m. Powoli zaczynała się mała schiza. Cały czas ten tunel te prędkości zmiany, zmęczenie, światła, ból w nogach. Grzesiu i Maciek po drugiej serii powoli zaczynali słabnąć i odczuwać zmęczenie jednak cały czas trzymali wyznaczone przez siebie prędkości.
Seria numer trzy była już bardziej bolesna, ale do zniesienia. Pierwsze 3 rundy były całkiem przyjemne dopiero na 4 okrążeniu zacząłem czuć ból w mięśniach. Na szczęście świadomość tego, że zaraz odpocznę dawała mi siłę. Powoli zaczynało się zadowolenie, że zostaje mi już tylko jeden cykl i fajrant.
Zgodnie z ustaleniami każda para miała do przebiegnięcia 16 okrążeń po 2420m co dawało razem 38km720m. Trzymaliśmy się tego do końca. Dzięki czasom, które udawało się wykręcać po zrobieniu 4 serii po 4 pętle (2420m) przez każdą parę została nam około godzina do końca zawodów. Ze względu na to, że Maciek i Grzesiu mieli już dość, a my z Piotrkiem złapaliśmy trochę oddech po godzinnej przerwie, wzięliśmy ciężar na swoje barki. Nie było łatwo bo po zrobieniu prawie 40km nogi dość mocno bolały. Jednak po przebiegnięciu kawałka trasy wracały do swojej elastyczności i szybkości.
Czyli po za wyznaczonymi 16 pętlami czekało nas jeszcze dodatkowe zmiany. Jak się okazało udało mi się wykręcić jeszcze 3 dodatkowe pętle, w związku z czym zrobiłem 19 okrążeń po 2420m (45km980m) w czasie 3h14min50sek. Ból w nogach był prze okrutny, ale satysfakcja spora. Wiem, że dałem z siebie tyle ile mogłem, a to, że na początek sezonu udało się zrobić mały ultra maraton w kopalni jest pocieszające. Niesamowite jest nasze ciało, jestem pod wrażeniem tego, że byłem w stanie ostatnią pętle przebiec w takim samym czasie jak biegłem te początkowe. Nie wiadomo skąd jesteśmy w stanie wykrzesać z siebie dodatkowe pokłady energii, które napędzają nas mimo bólu i zmęczenia.
To były niesamowite zawody, w super teamie z samymi dobrymi emocjami. Nie pozostaje nic innego jak podziękować za wspólną zabawę i wspólne kilometry, które udało się wykręcić. Oczekuje na inne dziwne pomysły startowe
Wyniki:http://www.sztafetabochnia.pl/user_files/2017/wyniki_2017.pdf