3. Górski Półmaraton Ślężański
To już przed ostatni start w tym sezonie. Wiedziałem, że forma jest jeszcze na nie najgorszym poziomie, ale trochę się stresowałem. U siebie na podwórku człowiek zawsze chce wypaść dobrze. Ostatnie treningi w Monkach w masywie Ślęży przyniosły dobre efekty. Start postanowiłem zrobić w butach, ze względu na walkę na zbiegach. Nie ma co ukrywać, że w sandałach ciężko dynamicznie i szybko zbiegać szczególnie po wielkich kamolach i stromych odcinkach. A takimi właśnie zbiegami cechuje się GPŚ.
Sam start odbywał się 1 października o godz. 10.00 z pod schroniska pod wieżyca. Zgodnie z założeniami wybiegłem z domu o 9.35 pokonując odcinek na schronisko w celach rozgrzewki. Czułem się jakiś nie swój, jakiś spięty, nerwowy, tętno miałem stosunkowo wysokie. Walka była w głowie. Jak wbiegłem do lasu to trochę się wyluzowałem, poczułem naturę i to co w bieganiu najbardziej lubię. Wiedziałem, że ten bieg to będzie walka ze sobą a tym samym własnymi słabościami. Przed startem jeszcze parę przebieżek i ustawienie się na linii startu. Speaker powiedział minuta do startu, więc zaczęło się skupienie a po jakiś 20 sekundach wystrzeliła armata i wszyscy wystartowali jak oparzeni. Tempo od startu było mocne, dość szybko przeszedłem w stan ciężkiego oddechu i złapania wysokiego tętna. Czułem się dobrze i parłem do przodu. Nie patrzyłem na innych tylko na to jak się czuje i co przede mną. Szybko minął odcinek lekkiego nachylenia zamieniając się w sztywne podejście pod Ślężę niebieskim szlakiem. Tam właśnie zaczęła się zabawa i wyprzedzanie innych uczestników biegu. Nie odpuszczałem i nie schodziłem z wysokiego tętna. Tym sposobem na szczycie Ślęży pojawiłem się dość szybko i dogoniłem znajomych z gminy Sobótka. Po wdrapaniu się po schodach kościółka zaczął się dynamiczny zbieg w stronę przełęczy Tąpadła. Razem ze znajomym cisnęliśmy wyprzedzając wszystkich po drodze. W kluczowym momencie zapatrzyłem się na znajomego i pobiegłem za nim w złym kierunku, zgubiliśmy trasę, szybko się wróciliśmy i znowu musieliśmy wyprzedzać tych, których już raz minęliśmy. Trochę głupia strata, no ale cóż zdarza się. Powoli zaczęło się lekkie cierpienie. Jednak nie można było odpuścić i cały czas trzymałem mocne tempo a tym samym tętno pod limitem. Dość szybko zjawił się punkt na przełęczy Tąpadła i to właśnie tam zgodnie z umową dostałem żela. Dwa łyki wody na punkcie i ogień do góry. Wzniesienie dość mocno trzymało a odległość do znajomego zaczynała się zmieniać. Wiedziałem, że ciężko przeskoczyć swoje granice. Wiedziałem, że trzeba poprzestać na swoim i tak właśnie lekkim biegiem pokonałem wzniesienie pod Radunię, potem starałem się nadrobić trochę na zbiegu nie oszczędzając nogi. Wydawało się, że biegnę jakoś szybko a to było jakieś 15-16km/h. Znaczy się jest nad czym pracować. Znów punkt na przełęczy i już wiem, że pozostała jeszcze raz Ślęża. Psycha była dobra i żwawo piąłem się do góry. Jeszcze na przełęczy dowiedziałem się, że jestem na 26 pozycji. Krok za krokiem przemieszczałem się, nie zwalniając tempa, dopiero po wbiegnięciu na czerwony szlak, poczułem trochę odrzucenie od biegu, tętno było w granicach 183, więc ciężko było się zagiąć i biec, wydawało mi się, że szybciej będzie iść. Tym sposobem przeszedłem do szybkiego marszu. Sapałem jak lokomotywa, ale nie miałem kryzysu. Nogi były dobre a psychika stabilna. Po tym co przeżyłem w Krynicy chyba nie może być gorzej. Teraz każde podejście wydaje się jakieś takie łatwiejsze. Tym sposobem wdrapałem się na Ślęże, gdzie wziąłem kolejne dwa łyki i pognałem czym prędzej do mety. Na zbiegu raczej się nie oszczędzałem, choć czułem, że tętno spadło. Jakoś nie koniecznie chciało mi się jeszcze bardziej dociskać, po prostu skupiłem się na przyjemności zbiegu i cisnąłem równym szybkim tempem. Lekki kryzysik w postaci, trochę mi się już nie chce pojawił się na lekkim wypłaszczeniu. Jednak szybko pokonałem ten płaski odcinek i znowu zacząłem gnać do mety. Czułem, że to już końcówka i szkoda odpuszczać. Jakoś tak się napędziłem, że aż żal było, że to już meta.
W ten oto sposób pokonałem po raz drugi trasę Górskiego Półmaratonu Ślężańskiego w postaci 21,85km z czasem 2h12min, tym sposobem poprawiając swój pierwszy wynik o 20min. Czuje zadowolenie, bo wiem, że wykonałem kawał dobrej roboty.