27 Bieg Solidarności
9 września we Wrocławiu odbył się 27-my Bieg Solidarności. Jak co roku bieg odbył się w pobliżu Hotelu „Wodnik” na dystansie około 5,2km. Start przed Hotelem „Wodnik” a meta na placu za Hotelem „Wodnik Stąd te magiczne 120metrów 🙂
Z racji tego, że w ostatnim czasie czuje w sobie stosunkowo dobry poziom sportowy, chciałem sprawdzić się na krótkim dystansie w postaci 5km. Oczywiście nie mogło być inaczej niż start w Monk Sandals. Nastawienie miałem bardzo pozytywne, a świadomość tego, że startuje prawie 1000 osób miała skutkować większą mobilizacją do załapania się w dobre tempo biegu. Przed startem ciężko było mi określić na jaki wynik jestem w stanie pobiec, ale celowałem, że uda mi się złamać 20 minut i być w okolicach 50 miejsca. Na starcie ustawiłem się w pierwszych rzędach tak aby nie stracić od początku. Tak jak się spodziewałem wszyscy wystrzelili niczym z armaty. Nie chciałem nawet patrzeć na prędkość tylko skupiałem się na w miarę równym tempie. Pierwszy kilometr minął nie wiadomo kiedy, pewnie dlatego, że zajął 3min 42sek. Czułem, że jest mocno, ale oddychałem równo i trzymałem tempo, które ustabilizowało się na poziomie 3min 50sek. Złapałem grupę osób, która nadawała rytm. Powoli osoby, które weszły w beztlen zaczęły odpadać a stawka zaczęła się układać. Po nawrocie biegliśmy już pojedynczo a na przeciwnym pasie napierał tłum ludzi. U mnie od 3km zaczęły się schody do piekła. Oddech był szarpany i ciężki, strasznie walczyłem ze sobą, żeby nie zwolnić. Przede mną biegł Olek mega kolega od sandałowych wojaży (biegł treningowo wspierając mnie na duchu) 🙂 3km zrobiony w trochę gorszym ale podobnym czasie czyli 3min52sek. Średnie tętno przyrosło już do wartości 192ud/min a max pik sięgnął 195 i wcale nie dziwie się, że sapałem jak lokomotywa. Świadomość tego, że do mety coraz bliżej nie pozwalała zwalniać. Tym samym 4km pokonany w 3min53sek a tętno jeszcze większe avg 194ud/min. Kryzys musiał nastąpić i tym samym ostatni kilometr trochę popuściłem, ból i cierpienie nie pozwalały na więcej mimo, że bardzo chciałem to organizm buntował się okrutnie. Tym samym ostatni kilometr zrobiony w 4min03sek przy średnim tętnie 193ud/min. Potem zostało już tylko 120metrów, które pokonałem w lekkim amoku z prędkością ponad 16km/h.
To była prawdziwa droga przez mękę, ale zaowocowała dobrym czasem w postaci 19min42sek na dystansie 5km 120metrów co daje średnią prędkość 15,6km/h a tym samym 3,51min/km.
Czyli dystans 5km zrobiony w 19min19sek. Jak na tą chwilę jest to mój najlepszy czas.
Założenia początkowe, które były w ciemno udało się zrealizować w 100% tzn. 20minut złamane i miejsce 45 w open 🙂
Polecam swój wykres tętna, który obrazuje dobry stopień wytrenowania. Złapałem rekordowe tętno w ostatnich latach w postaci 197ud/min. Myślę, że jak na swój wiek to bardzo dobry wynik 🙂
Wniosek jest jeden i prosty: trudno jest być szybkim jeżeli nie trenuje się szybkości. Ale wiem, że po prostu chciałem się sprawdzić i przepalić. Kolejnym razem jeżeli miałbym podchodzić do tego dystansu to przygotowałbym się wykonując ćwiczenia na bieżni, wtedy noga na pewno lepiej by się kręciła 🙂 Kolejny wniosek jest taki, że sandały w żaden sposób nie ograniczają prędkości i ładnego wyniku na krótkim dystansie 🙂