W Monk Sandals na Wielką Sowę

Sezon w pełni w związku z czym trzeba wybierać imprezy, w których chciałoby się wystartować. Tym razem dylemat był spory, ponieważ w jednym dniu odbywały się naprawdę piękne starty. Mowa tutaj o drugim nocnym półmaratonie Wrocławskim oraz Mistrzostwach Europy w biegu na Wielką Sowę. Z racji tego, że do Wrocławia mam bardzo duży sentyment i uwielbiam to miasto bardzo chciałem wystartować, z drugiej jednak strony kocham góry i kusił mnie udział w dość wymagającym biegu na Wielką Sowę. Decyzja zapadła dość spontanicznie, ponieważ stwierdziłem, że człapanie 21km po asfalcie może przynieść jedynie kontuzję, ponieważ na asfalcie są bardzo duże przeciążenia, a już w czwartek wyjazd w Alpy, na który muszę być w świetnej dyspozycji. Stąd decyzja startu w biegu górskim. Wykonałem telefon do znajomego, który bez zastanowienia powiedział, że to świetny pomysł. Tym razem postanowiliśmy wystartować bez numerów startowych, w związku z tym nie musieliśmy spieszyć się rano.

Dzień rozpoczął się dość ciekawie, bo prawie zaspałem. Na szczęście obudziłem się 30 min przed wyjazdem i wszystko udało mi się ogarnąć. Jak się później okazało wyjechaliśmy trochę z zza małym zapasem czasowym. Auto zostawiliśmy na przełęczy w Rzeczce, w związku z tym mieliśmy około 4km do pokonania aby znaleźć się na starcie w Ludwikowicach Kłodzkich. Fakt, że droga prowadziła praktycznie cały czas w dół, ale czasu nie było zbyt wiele. Na szczęście udało nam się dobiec, ale na ostatnią chwilę. Dosłownie przybiegliśmy na start a speaker zapowiada, że została jeszcze minuta do startu. Trzy wdechy parę skłonów i rozpoczęliśmy rywalizację.

Muszę przyznać, że bieg był bardzo wymagający, a w szczególności pierwsze 5km. Naprawdę trudne i sztywne podbiegi, które dały się wszystkim we znaki. Na szczęście po 5km troszkę się wypłaszczyło dzięki czemu można było podgonić tempo. Warunki i widoki tego dnia były wyśmienite. Ogólnie było dość chłodno i pochmurno, ale często przez chmury przebijało się słońce, które dodawało pozytywnej energii. Na trasie można było spotkać sporą grupę kibiców, którzy mocno dopingowali i wspierali zawodników. Jak dla mnie super bieg, na którym za rok pewnie też się pojawię.

Dzięki tym zawodom mogłem sprawdzić swój aktualny poziom wytrenowania. Musze przyznać, że cotygodniowe bieganie na Ślężę przynosi duże efekty. Po za tym Monki świetnie sprawdzają się na takich trasach. Człowiek nie czuje, żeby miał coś na nodze i może swobodnie stawiać kroki, po za tym świetna przyczepność na wymagającym szlaku. Podsumowując: jestem bardzo zadowolony z dzisiejszego wyjazdu mimo, że wróciłem bez medalu bo nie zapisałem się do tych zawodów. Jednak spędziłem świetnie czas, pokonując kolejną porcję swoich słabości i coraz bardziej widzę, że biegi górskie to dyscyplina, która mnie spełnia i daje niesamowite uczucia.

Wypadałoby napisać jaki miałem wynik: 56min 16sek na dystansie 9,5km o łącznym przewyższeniu 570m. Taki rezultat dałby w mojej kategorii 23msc na 34 bardzo dobrych i wytrenowanych zawodników. Pierwszy zawodnik z mojej kategorii miał 38min co jest niesamowitym czasem na tą trasę bo daje średnie tempo na poziome 4min/km.