Opowieści Dawida o Monkach :)

O intrygująca kordurowatości Monków!

(kolejne przecieki dotyczące nowego modelu Monk Sandals)
Autor poniższych wypocin to połączenie yeti z kostuchą: 2 metry człowieka ze stópkami, na które założyć można butki w rozmiarze minimum 51, przy zaledwie 85 kg masy ciała.
Przez prawie 29 lat swojego życia sandały miał na stopach tyle, co się za dziecka nosi… Potem to już tylko gotował stopy w skarpetach i wszelkiej maści zakrywających w całości stopy butach, nawet przy 30 stopniach Celcjusza na termometrze.

Aktywny to on był od zawsze: jeździł na kole po pograniczu polsko-czeskim, coś tam łazikował po Górach Opawskich i Jesenikach, dzieciństwo spędzał raczej poza windowsowymi oknami. Z szybkim pokonywaniem tras piecholotem zaczął się zmierzać po wrześniowym  Prudnickim Maratonie Pieszym po najdłuższej trasie (50 km) w 2011 roku.

Naoczni świadkowie powiadają, o nim: „(…) potrafi po przyjściu z pracy usiąść w przedpokoju i go nie ma. Idę zobaczyć co robi, a ten siedzi i ogląda wszystkie sandały po kolei z każdej strony. I tak sobie siedzi i się zachwyca, że tu się stopa odbiła, a ten jest już bardziej krzywy niż tamten(…)”.
Sam o sobie: zakochałem się w Monkach odkąd się pierwszy raz w nich przebiegłem… Ahh… To uczucie wiatru i świeżości w stopach… Coś niesamowitego… Uwielbiam patrzeć na to, jak się Monki pięknie ubijają i ścierają… Zachwycające jest obserwowanie zużywania się wyściółki skórzanej:) Fenomenalne jest, że truchta sobie człowiek do roboty i z roboty do domu po kilka km, bo póki co tylko na to przez ostatnie miesiące ma czas, a potem zerknie tylko na chwilę na podsumowanie miesiąca i się okazuje, że z tego się niezła suma kaemów nazbierała…
15 września po uprzednim dotarciu do roboty, dalej powrocie z niej na biegowo i szybkim zdobyciu Ślęży odebrałem w fabryce cudów w Sobótce na Chopina nowe Monki do testów. Model biegowy z 10 mm podeszwą tarmac i wyściółką cordurową, która ma zapewnić stabilne trzymanie stopy w sandale nawet podczas mokrych dni…

Tak więc stałem się posiadaczem trzeciej pary Monków do biegania: pierwsza to trailowe 10 mm ze skórzaną wyściółką i paskiem także między palcami, kolejne to Monte Silentii Plus (8 mm, trailowa podeszwa z ww. wyściółką i sznurkiem między palcami.
Dodam tutaj, że Alek robiąc dla mnie Monki za każdym razem miał nie lada problem ze zrobieniem dobrego obrysu mojego kopyta i wycinaniem i kształtowaniem podeszwy, bowiem wymykają się one wszelkim tendencjom. Wielka stopa, większy odstęp miedzy dużym palcem a pozostałymi. Niby banał zrobić takiego sandała, a jak się człowiek przyjrzy pracy, to się okaże, że niełatwy to proces. Jestem Alkowi bardzo wdzięczny za to, że mimo to poświęca swój czas na realizację moich zamówień:]

Otrzymałem więc parę sandałów, która ma inną konstrukcję podeszwy niż trailowa, do tego bardziej miękką. Zastanawiało mnie, jak to wpłynie na odczuwanie podłoża, komfort biegu…
Wyściółka cordurowa jest bardzo cienka (rzekłbym: coś koło 0,5 mm grubości), niebieska i delikatnie chropowata już przy samym dotyku. Resztę sandała dopełnia sznur paracordowy między palcami (w moim przypadku błękitny, składający się z 7 rdzeni – sznurków – ukrytych za warstwą materiału) oraz niebieskiego paska. Po założeniu modelu testowego podeszwy stóp wyczuwają intrygującą chropowatość, która ma nas uchronić przez pływaniem w sandałach. Wiem, co piszę, bowiem miesiąc wcześniej, tj. 16 sierpnia zaliczając pierwszą część Głównego Szlaku Sudeckiego na trasie Świeradów Zdrój–Karpacz Biały Jar na zaledwie 20-stu pierwszych kilometrach w Izerach stopy w sandałach 10 mm z wyściółką skórzaną miały powódź i ślizgały mi się we wszystkich kierunkach, a do tego podeszwa sandała nie miała łatwego zadania, tj. utrzymać stabilność na takim podłożu. Przez ten fragment czerwonego szlaku nie przedrzemy się suchą stopą przez mosteczek, kładeczkę, czy coś podobnego. Nie da się przez nie przeskoczyć, bo nawet skrawek wyglądającego na ubite i suche podłoże porośnięte nieznacznie roślinnością okazuje się płatać figla i skrywać błotną kałużę. Dalej, jak już zrobiło się trochę sucho, okazało się, że zaczyna mżyć… Miałem rezygnować z dalszego biegu, ale upartość nie dała za wygraną. Mimo tego, że pasek między palcami rozciął mi tam solidnie skórę, postanowiłem gnać dalej pocieszając się tym, że w plecaku mam jeszcze Monki 8 mm i że może w Karkonoszach warunki pogodowo–podłożowe poprawią się… I rzeczywiście, było lepiej…
Wróćmy do cordury… W sandałach trzaskałem skromne 3,4-4 km do roboty i z niej do domu. Mimo że mieszkam we Wrocławiu, to w okolicach domu mam las i rzekę i blisko do wałów. Przebiegam więc przez las wzdłuż Oławy, gdzie droga nie jest wcale asfaltowa, nie ma też chodnika. Jest po prostu gleba i kałuże, gdzieniegdzie trawa i drobny kamień. Są i nierówności.

Mimo że leciałem po mokrej od rosy czy deszczu trawie i uczuciu wilgotności na wyściółce, stopa nie ślizgała się! Bingo! Podobnie przy kałużach i błocie! To niesamowite doświadczenie, gdy zestawi się je z historiami, jak choćby ta opisana powyżej.

Do moich jak na razie skromnych doświadczeń z cordurą dodam, że spacery z psem odbywam przez trawiastą i błotnistą łąkę…

19 września wybrałem się zdobywać drugą część GSS tj. od Karpacza Biały Jar (rondo) do Sokołowska, co daje jakieś 73 km dystansu. Oczywiście założyłem Monki z cordurą. Od rana, jak wyszedłem z domu na pociąg, tj. ok 4:30 było bardzo zimno… Mimo to z gołymi stópkami szedłem dzielnie na PKP… W planach było założenie skarpet Injinji, ale odkładałem to na ostateczność… Gdy już stanąłem krótko przed 09:00 w Karpaczu i przeszyły mnie dreszcze z powodu niskiej temperatury, której odczuwanie potęgowane było niewyspaniem, zastanawiałem się poważnie nad tym, czy w ogóle ściągać z siebie Dobsomy R 90 wersja letnia, kurtkę wodoszczelną trailową z Deca i termoaktywną bluzkę narciarską… Aż tu nagle wyszło słoneczko!!! I zrobiło się ciepluśkoJ Zostawszy więc w krótkich spodenkach i krótkim rękawku, poprosiwszy o pamiątkową fotkę i jej wykonaniu ruszyłem w nieznane przestrzenie… Nigdy nie byłem tam, ani za dobrze nie obeznałem się z mapą i opisem… Liczyłem na to, że szlak będzie dobrze widoczny i się nie zapodzieję… Nie będę przynudzał szczegółowymi opisami, bo to można sobie w Internetach podejrzeć, skupię się na mnie i Monkach… Gdyby nie cordura, to płakałbym rzewnymi łzami, o ile wcześniej nie zabiłbym się wpadłszy w poślizg… W wielu miejscach trzeba było przebiegać przez zarośniętą trawą łąkę, a ta była zawilgocona z powodu deszczu i rosy. Niestety, temperatury mamy teraz takie, że ciężko
w ogóle łudzić się, że będzie ona sucha w środku dnia… Do tego wszystkiego czasem wpadłem w kałużę, którą trudno było dostrzec… Woda w sandale nie przeszkadzała jednak w trzymaniu stopy! Jupi! Cordura była wilgotna, ale się nie ślizgałem stopami! Nieco gorzej z przyczepnością jest, gdy w sandale np. pod piętą ubije się warstewka błota… Ale jest to do przeżycia! Na stromych zbiegach (było ich trochę), które po wielokroć wyglądały jakby przepłynęły przez nie hektolitry wody: nierówne koryta z kamieniami i kamyczkami plus gałęzie Monki dawały stabilność. Wiele było przebiegania po asfalcie, głównie przez ciekawie wyglądające wioseczki. Niektóre z zabudowań przypominały mi te z Jeseników i Krnovska… W lesie doświadczyłem ogromu ciszy przeplatanej szumem wiatru i liści… Smutny był jednak fakt, że w wielu miejscach szlak nie był należycie oznaczony. Brakowało go wskutek wycinki i być może działań znakarzy. Momentami widać było na drzewach białe kwadraciki, ale bez paska jakiegokolwiek koloru i wyglądały one na bardzo stare. Dalej widziałem odnowione znaczenia, potem jego zanik, starość i znów odnowione znakowanie. Czyżby znakarze działali z kilku kierunków naraz?

W dwóch miejscach na trasie zgubiłem się i straciłem koło 25 minut na odnalezienie szlaku i właściwej drogi… I nie było w tym mojej winy… W jednym z ww. przypadków już na wszelki wypadek władowałem się chaszcze, gdzie widziałem jakiś słabo wydeptany, ale jednak ślad…

 

Po około 33 km miałem kryzys: podeszwy moich stóp zaczęły płakać. I nie ma się co dziwić. Występujące naprzemiennie warunki: wilgoć na łąkach, strome zbiegi, kałuże i asfalt sponiewierały je… Do tego odnowiły mi się pęknięcia: to między dużym palcem a ich resztą w prawej stopie, a do tego pod najmniejszym palcem każdej ze stóp mam fest otwartą skórę… I piszę poważnie… Nie jest to byle co… Postanowiłem, że mimo to będę się mierzył z trasą dalej. Obiecałem sobie, że jak dotrę do Lubawki, to kupię sobie Colę i jakieś fajne łakocie i wtedy zdecyduję, co dalej…

Na jakieś 2 kilometry przez Lubawką pojawił się w prawej nodze w okolicach kostki ból i stale się zwiększał, że nawet iść nie potrafiłem. Wtedy wyszło, że to już koniec mojej przygody na dziś… Z ledwością doczołgałem się do miasteczka, gdzie zastopowałem endo, kupiłem w aptece żel przeciwbólowy i wtoczyłem się do busa w drogę powrotną w kierunku domu pokonawszy uprzednio 1,5 km drogi z prędkością żółwia…

Wyszło 50,8 km w czasie 6 h 30 min. Uważam, że jak na moje marne „codzienne” treningi, do tego w Monkach, to aż za dobry czas. Może gdybym miał kije, byłoby mi łatwiej i dotarłbym do Sokołowska, które w tym dniu miało być moją metą. Ale nie, bo po co zabierać je z domu i używać z sandałami – myślałem głupi… Stanę prawdzie w oczy i napiszę tu więcej: za mało dbam o swoje stopy. Sandały to coś innego niż jakieś tam buty do biegania mniej, czy bardziej znanej firmy… W Monkach stopę mam odsłoniętą, i owszem, bardziej czuć wiatr w stopach i rześkość, i trawę i wgl odbieram silniej wszystkie bodźce z zewnątrz, także te bolesne, ot choćby nadzianie się na kamień, ale stopy trzema masować, kremować i rolować, bo inaczej do reszty je zajadę, a na razie w tym tragicznym kierunku zmierzałem. Kilka minut zabiegów dziennie może być zbawienne nie tylko leczniczo, ale i uodparniać je do pokonywania kolejnych kilometrów na łonie przyrody… Nie mam stóp jak ludzie, co całe życie w sandałach przechodzili, więc trzeba o siebie zadbać…

To nie koniec mojej przygody z testowaniem cordurowych Monków, lecz dopiero początek. Ten opis chciałbym w przyszłości zapełnić dalszą częścią tekstu…

dav

Na razie mam na liczniku w endo coś koło 90 km biegu i niezarejestrowane 25 marszu i nie widać, żeby się coś ścierało, traciło przyczepność w obecnie najczęściej użytkowanej przeze mnie parze sandałów, które pięknie się wygięły. Jest to efekt dopasowywania się do sandałów do stóp…

Z niecierpliwością czekam na okazję, by móc przetestować zapowiadane nowe paski (tu dodam, że straszną mam ochotę na trailowe Monki 10 mm z cordurą i różowymi paskami) i „butki” (tak to nazwę, bo to na skarpetę nie wygląda) do Monków na zimne i mokre dni…  Jeśli zaistnieje okazja, to biorę te produkty w ciemno. Nie tylko dlatego, że robi się coraz zimniej… Alkowi i założonej przez niego firmie Monk Sandals ufam w 100%. Profesjonalne podejście do klienta, bezproblemowy serwis (ot, choćby wymiana wytartych zużytych pasków, o której poczytacie na blogu, czy sznurka)… Alek działaj dalej! Byle do przodu!